Widziałem na pokazie przedpremierowym. Jest budżet, to widać. Jest rozmach, sceny frontowe robią wrażenie. Koncept filmowania jednym ujęciem (one shot) efektowny i udany. Tutaj plusik.
Scenariusz słabiutki, z wieloma dziurami. Wiele scen niepotrzebnych i dodatkowo słodko-mdłych (o jednej myślę szczególnie - bo cóż może wzruszyć bardziej niż dziecina?). To nie jest imho historia ukazująca okrucieństwo i bezsens wojny (szczególnie I WŚ vide ekranizacja "Na Zachodzie bez zmian") ale mimo trupów, szczurów i Szkopów - dosłodzona opowieść o bohaterskim chłopcu, co się kulom nie kłaniał a rzeka niosła go zawsze tam, gdzie powinna (parafrazując słynny dowcip, nawet do dużego pokoju :) Błędów, nielogiczności jest w scenariuszu więcej - nie chce spojlować - zostawię tylko hashtagi #dzwonywogniu #wodpospadnarówninie
Zjawa i 1917 łączy ten sam koncept - przez dwie godziny widzimy, jak bohater zmaga się z naturą i przeciwnościami losu. Ale o ile w Zjawie wierzyłem Hugh Glassowi, potrafiłem poczuć jego ból o tyle w 1917 straciłem tę wiarę jakoś w połowie filmu i życzyłem Schofieldowi, by wreszcie dotarł tam, gdzie i tak wiadomo, że dotrze a ta lukrowana historia się skończyła.
Dokładnie tak samo sobie pomyślałem i porównałem . Tylko czekałem kiedy się skończy . Zdjęcia na tak.