Może ruszcie 4 litery z fotela, umyjcie się, ubierzcie chociaż świeżą bieliznę, poroście mamę o pieniądze i wyjdźcie z domu do kina. Po tych wszystkich trudach i niebezpieczeństwach możecie śmiało komentować.
Nie widziałem filmu, ale z opisu wnioskuję, że to science-fiction. W tym przypadku niedaleka przyszłość i opis hipotetycznych incydentów politycznych, które doprowadzają do wojny domowej w USA w XXI wieku. Przypominam, że w naszej rzeczywistości do takiej wojny jeszcze nie doszło. Także IMDb informuje, że to dystopijna przyszłość. Również wikipedia anglojęzyczna otagowała film jako brytyjską i amerykańską dystopię. Filmweb ma coraz poważniejsze problemy z określaniem ram gatunkowych filmów i seriali. To już jest trend...
Konflikt nie został opisany. Nie wiadomo czemu wybuchła wojna domowa. Pewnie bali się prawdziwego rządu USA, który by anulował ten film. I to nie przyszłośc tylko tak jakby nasze czasy. Ogólnie jest ok, ale zwiastuny zapowiadały coś lepszego.
Został opisany. Prezydent postanowił przejąć władzę w kraju i stworzyć rządy autorytarne ( bohaterzy mówią m. in. o rozwiązaniu FBI ). Jedne stany go poparły, inne nie. Po dalszych wydarzeniach można odczuć, że walki miały także charakter rasowy. Dla zmylenia widza o kogo powinno chodzić i udawania neutralności obrazu mamy koalicję Teksasu z Kalifornią kontra siły "zachodnie" ( trzeba by odczytać na spokojnie mapę konfliktu, która pojawia się na jakimś ekranie w filmie ). Część kraju została neutralna.
Gdzie tam było o walkach na tle rasowym? Jestem świeżo po seansie i nie zauważyłem tego. W armii Teksasu są czarni i biali wśród lojalistów nie można rozpoznać ras czarna agentka Secret Service.
Przesada! Jeśli coś to o narodościowy. Jakby typ powiedział, że z Polski też by dostał kulkę. A Chiny wiadomo wróg USA. Z resztą Wagner Moura jest latynosem a kulki nie dostał bo z Florydy :)
Dla mnie to wyglądało raczej jak konflikt "tradycyjnej" Ameryki z kosmopolityczna i wielkimiejską. Podejrzewam, że gdyby ktoś powiedział, że jest z NY to też by zrobił kulę.
Nie science-fiction. Nie ma tam nauki ani technologii przyszłości. Bardziej political-fiction.
SF nie musi mieć nauki ani technologii przyszłości. Jednym z podgatunków sf jest fantastyka postapokaliptyczna. Akcja takiej powieści może dziać się po wojnie atomowej albo po zarazie, która wytrzebiła prawie całą ludzkość doprowadzając do degradacji cywilizacyjnej. Innym rodzajem sf może być fantystyka socjologiczna przedstawiająca zamkniętą, małą wyizolowaną społeczność, która również uległa degradacji cywilizacyjnej. Na przykład odlegli potomkowie kolonistów na jakiejś planecie. Istnieje też fantastyka opisująca światy równolegle, można iść także w stronę alternatywnej polityki niedalekiej przyszłości. Tak czy owak wszystkie źródła, poza Filwebem, opisują film jako dystopię, a dystopia to wypisz wymaluj science-fiction, jeden z popularniejszych podgatunków tego nurtu literackiego.
Ogółem przyjmuję argument, że dystopia może być podgatunkiem sci-fi. Nie uważam, żeby cały zbiór utworów dystopijnych był z automatu sci-fi. A jakaś tam mała wojenka tylko w USA, to chyba dalej IMHO za mało, żeby to nazwać to post-apo, a tym bardziej fantastyką "naukową".
A jednak dystopia z założenia jest sf, choć niekoniecznie musi bazować na naukach ścisłych. Może bazować na naukach humanistycznych, takich jak socjologia, antropologia czy politologia. Nadal to są dziedziny naukowe, które sf może "przetwarzać" do swoich potrzeb. Generalnie opisuje zjawiska, które nie są udziałem naszej empirycznej rzeczywistości. Na przykład zamach na Joe Bidena, siłowe przejęcie władzy przez Donalda Trumpa, wywołanie przez to wojny domowej, proklamowanie niepodległości przez niektóre stany, użycie lokalnie przechwyconej broni jądrowej - to już spełnia kryteria sf, bo w znaczącym stopniu odbiega od naszej rzeczywistości a jednocześnie wydarzenia opisane w takim utworze uruchamiają nowy łańcuch przyczynowo-skutkowy, który prowadzi do wykreowania świata przyszłości niemożliwego do zaistnienia w naszej "linii czasu", o ile podobnie dramatyczne wydarzenia nie spotkałyby naszego świata. Mamy więc do czynienia z zalążkiem futurystyki odnoszącej się do niedalekiej przyszłości i hipotetycznych wydarzeń politycznych, które w znaczącym stopniu zmieniają "porządek światowy" na Ziemi w tej jej nieodległej, zmyślonej przyszłości.
Dziś w internetach pokutuje przeświadczenie, że SF = hard-sf i musi być w pełni zgodne ze stanem dzisiejszej wiedzy naukowej (przy czym jeśli nauka, to tylko nauki ścisłe, innych chyba nie ma), ewentualnie rozszerzać ją w prawdopodobny sposób, co strasznie zubaża ten gatunek i zawęża go do książek Wattsa i podobnych. Dystopia jak najbardziej jest podgatunkiem science-fiction.
Przyznam, że wśród rówieśników i starszych ode mnie osób nigdy nie było wątpliwości odnośnie szerokości gatunkowej sf. To się pojawiło, to podważanie definicji, w tych najmłodszych pokoleniach. Dlatego ciekaw jestem czy po prostu zmienił się program nauczania, czy w tej chwili w szkołach redefiniuje się wcześniejsze znaczenia pojęć? Niemniej na forach Filmweb coraz częściej spotykam ludzi, którzy podważają dawne definicje, a takie gatunki jak sf zawężają, wykluczając z gatunku sf większość jego tradycyjnych podgatunków ;)
Obserwuję to samo i również mnie to dziwi. Dla mnie jasny jest podział fantastyki na fantasy, science fiction i horror, potem na dalsze podgatunki, przy czym pojawiają się dzieła będące taką hybrydą, że najbezpieczniej nazwać je po prostu fantastyką. Nie wiem, jaką rolę w tym odegrała szkoła - może żadną, skoro fantastykę nadal traktuje się jak rzecz dla niedojrzałych chłopców, a jaką snobizm odbiorców, którzy chcą się poczuć lepiej, oglądając/czytając coś prawie że naukowego, nie bajki dla dzieci. Najfajniejsza definicja science fiction, z jaką się spotkałam, głosi, że jest nim to, co twórca uzna za science fiction.
Aż specjalnie się zalogowałem, żeby skomentować ten absurdalny pogląd. Science-fiction znaczy naukową fikcję, a więc MUSI dotyczyć nauki z definicji. A ty sam piszesz, że SF nie musi mieć nauki ani technologii przyszłości. Dystopia to pesymistyczna wizja świata, ale taka wizja może być oparta na naszym świecie i naszej obecnej nauce, a więc nie każda dystopia to SF.
Absurdalność Twojego wpisu polega na tym, że stoi w całkowitej sprzeczności z przyjętymi definicjami. Najzwyczajniej w świecie, jak wielu obecnych nastolatków, buntujesz się przeciwko przyjętym definicjom, znaczeniom pojęć, hasłom encyklopedycznym etc., zamiast tego szukasz jakiejś rewolucji, potrzeby zmieniania znaczeń za wszelką cenę, w ramach antysystemowego buntu. Niestety dla Ciebie, póki co przyjęte hasła i ich znaczenia mają się dobrze. Science oznacza naukę, ale nie tylko ścisłą. Niezwykle ważnym elementem literatury science-fiction było i jest odwoływanie się do nauk humanistycznych, takich jak antropologia, socjologia czy historia. Stąd jednym z podgatunków sf jest fantastyka socjologiczna, opisująca hipotetyczne społeczności osadzone w specyficznych realiach (np. postapokaliptycznych, w izolacji planetarnej czy w totalitarnych systemach politycznych). Science-fiction niemal od zarania swoich dziejów bawiła się naukami humanistycznymi, może nie bardziej niż ścisłymi, ale mniej więcej na równi. Czy świat przyszłości, po wojnie atomowej, to opis powieści science-fiction? Oczywiście, że tak. Już sama spekulacja na temat takiej przyszłości momentalnie i z automatu lokuje takie dzieło w sf. Czy w takim świecie może nastąpić regres technologiczny względem naszego świata? Oczywiście, że tak, często jest to wręcz założeniem takiej powieści. Twoje absurdalne wywody nie zmienią haseł w słownikach i encyklopediach, ale możesz się z nimi nie zgadzać i przeciwko nim się buntować. Z czasem z tego wyrośniesz i pogodzisz się z definicjami pojęć.
Nie wiem jak ty, ale ja mam 46 lat i "od zawsze", czyli od lat 1980-tych, czyli od kiedy pamiętam, science-fiction było związane z NOWĄ nauką, jeszcze nieznaną, szczególnie w zakresie różnego rodzaju technologii. Definicja SF, z którą ja się zgadzam, jest mniej więcej taka jak na Wikipedii: „gatunek literacki, filmowy oraz gier komputerowych o fabule osnutej na PRZEWIDYWANYCH osiągnięciach nauki i techniki oraz ukazującej ich wpływ na życie jednostki lub społeczeństwa”. Czyli film SF może dotyczyć socjologii, ale jedynie przez pryzmat PRZEWIDYWANYCH osiągnięć nauki i techniki. Z drugiej strony film może być dystopijny przez pryzmat degeneracji społeczeństwa, która wcale nie musi wynikać z PRZEWIDYWANYCH osiągnięć nauki i techniki. Tak jak już napisałem, nie każda dystopia to SF.
Muszę jeszcze skomentować ten fragment: „ Czy świat przyszłości, po wojnie atomowej, to opis powieści science-fiction? Oczywiście, że tak.” Nie zawsze. Jeśli opis świata po wojnie atomowej nie zawiera żadnych przewidywanych, nowych technologii, to nie jest to science-fiction tylko film/powieść post-apokaliptyczna. Nasza obecna nauka i technologia pokazuje jaki byłby efekt wojny atomowej, a więc nie ma tu nic nowego/przewidywanego jeśli chodzi o osiągnięcia nauki. Tak jak z dystopią, nie każda post-apokaliptyka to od razu SF. Innymi słowy, bardziej generalnie: nie każdy opis przyszłości to od razu SF.
Przecież calusieńka goluteńka fantastyka postapokaliptyczna OD ZAWSZE zaliczana jest do sf. Straszne cuda wymyślasz, jeśli chodzi o definicje.
Science-fiction oznacza nie mniej nie więcej to że to fikcja która nie ignoruje nauki=to nie fantasy gdzie są magiczne siły i wszelkiego typu odstępstwa od tego co uczy nauka(science) ponieważ nauka opiera się na otaczającym nas świecie.
Nauka nie jest ograniczona do przyszłości...
Patrząc na twój komentarz naukowo to jest to Pure Fantasy.
Ale wymyśliłeś sobie definicję SF! Do twojej definicji pasuje film, którego fabuła jest fikcyjna, ale dzieje się w czasach II wojny światowej i bohaterowie używają broni palnej, samolotów i łodzi podwodnych. Coś takiego też jest fikcją, która nie ignoruje nauki – nauka tłumaczy jak działa broń palna, dlaczego samoloty latają w powietrzu i dlaczego łodzie podwodne nie idą na dno, ale taki film na 100% nie jest SF. Z drugiej strony Pure Fantasy to gatunek, który tłumaczy pewne nadzwyczajne rzeczy poprzez siły magiczne, które nie mają żadnego oparcia w nauce. Mój wpis o niczym takim nie mówił. Tak jak napisałem science-fiction znaczy naukową fikcję, a więc MUSI dotyczyć nauki z definicji. A skoro jest to FIKCJA naukowa, to oznacza, że chodzi o PRZEWIDYWANE osiągnięcia nauki i techniki, które dziś nie są nam znane, albo ewentualnie o ALTERNATYWNE osiągnięcia nauki i techniki, czyli takie, które nie odnoszą się do przyszłości, ale do jakiegoś innego świata niż nasz. Tak jak już napisałem, nie każda dystopia to SF.
"Ale wymyśliłeś sobie definicję SF! Do twojej definicji pasuje film, którego fabuła jest fikcyjna, ale dzieje się w czasach II wojny światowej i bohaterowie używają broni palnej, samolotów i łodzi podwodnych. "
Najzabawniejsze jest że taki typ filmów Sci-Fi nie tylko istnieje ale jest bardzo popularny... w Japonii.
Oni mają tam hopla na punkcie okresu po pokonaniu przez nich imperium Rosyjskiego w 1905, a 1945 kiedy ich marzenia o wielkim imperium się zakończyły.
Japonia jest tam dużo bardziej zaawansowana technicznie i "cybepunkowa".
Pomijając Amerykańskie produkcje w stylu "Końcowe odliczanie" z 1980 roku w którym nie ma laserów itp. za to są odrzutowe Super Hornety bawiące się w kotka i myszkę z Japońskimi myśliwcami z okresu drugiej wojny światowej.
"Tak jak już napisałem, nie każda dystopia to SF." Więc można sobie pomyśleć że wypisujesz te swoje komentarze na temat SF, a nie znasz filmów SF które są powszechnie znane.
W "Końcowe odliczanie" grają legendy kina Kirk Douglas i Martin Sheen, a na filmwebie ten jest jak najbardziej prawidłowo oznaczony jako Sc-Fi oraz jako film wojenny oraz dramat.
Nie wiem o co ci chodzi z „takim typem filmów Sci-F” w Japonii, ponieważ nie podałeś żadnego konkretnego tytułu, ale powołując się na „Końcowe odliczanie” strzeliłeś sobie samobója. Głównym elementem tego filmu jest to, że doszło do przeniesienia się w czasie nowoczesnego atomowego lotniskowca do okresu II wojny światowej. Jest to science-fiction, ponieważ obecna nauka nie przewiduje alby jakaś „dziwna burza” mogła przenieść okręt w czasie.
No obecna nauka nie zna takich anomalii czasoprzestrzennych i to jest ważna część tego filmu która tłumaczy czemu dochodzi do starcia samolotów z czasu 2 wojny światowej z współczesnymi odrzutowcami.
Tu w tym filmie na 100% dziennikarze mają zasady moralne i nieskazitelną etykę dziennikarską, więc to jest czystej wody Sci-Fi.
Co do filmów Japońskich to wiem że Japońskie anime ma pełno tego typu filmów i w swojej definicji zapomniałeś wykluczyć czegokolwiek, więc ja sobie nie strzeliłem samobója tylko podałem Ci tytuł filmu sci fi który idealnie pasuje do twojej definicji którą już raz cytowałem, ale skoro masz tak krótką pamięć to zacytuje Ci twoje własne słowa jeszcze raz:
"Do twojej definicji pasuje film, którego fabuła jest fikcyjna, ale dzieje się w czasach II wojny światowej i bohaterowie używają broni palnej, samolotów i łodzi podwodnych. " film jest z 1980 gdy mnie na świecie nie było. Więc jestem w 100% pewny że to nie ja go wymyśliłem.
Wszystkie źródła od IMDb po angielską wikipedię opisują ten film jako dystopię. Niektórzy twierdzą, że dystopia nie musi być sf, ale tu znowu wszystkie źródła encyklopedyczne jednoznacznie definiują dystopię jako podgatunek sf.
Tylko chyba mało kto pamięta co oznacza skrót sci-fi - naukowa fikcja ( dosłownie ) . Jak można określać ten film sci-fi ?! To czysty idiotyzm.
Sorki ale pierwsze słyszę żeby takie filmy nazywać s-f. House of Cards to też s-f?
Nie, ale w House of Cards nie występują zdarzenia zasadniczo zmieniające bieg historii. Natomiast hipotetyczna wojna domowa w USA, rozpad USA na mniejsze organizmy państwowe, to jest jednak coś innego niż political-fiction zaprezentowany w House of Cards. Z drugiej strony tamten serial mógł wywędrować w stronę sf, przy odrobinie inwencji twórczej scenarzystów, tak się jednak nie stało.
To zależy jak definiujesz "nie występują zdarzenia zasadniczo zmieniające bieg historii". Tam kobieta, żona prezydenta została prezydentem, tu przed wyborami wieszczą wojnę. Dla mnie podobne sytuacje, tylko obserwujemy inne strefy życia.
Powiem tak: tutaj jest fiction, ale nie ma science. Może jestem już stary, wychowałem się na Obcym i Predatorze :)
"Powiem tak: tutaj jest fiction, ale nie ma science." na bank w tym filmie dziennikarze mają kręgosłup moralny i zasady których nie chcę łamać... więc to pure Sci-fi... :D
Nie. Tutaj dochodzi do zasadniczej zmiany biegu historii i kompletnego przeorania porządku światowego, wraz z upadkiem USA. Wojna domowa, nowe państwa na terenie byłych Stanów, to jest coś więcej niż political-fiction, bo wchodzimy w sfery nauk, takich jak historia, politologia, socjologia czy nawet antropologia czyli to co jest specjalnością fantastyki naukowej, a więc spekulacje dotyczące przyszłości. W naszej empirycznej rzeczywistości nie doświadczyliśmy takiego sf, by Stany nagle pogrążyły się w wojnie domowej, a przecież doskonale rozumiemy, że gdyby do czegoś takiego doszło, to świat by się zmienił zasadniczo. SF często właśnie opowiada o świecie, który zmienił się zasadniczo. Podobnie w przypadku fantastyki postapokaliptycznej, która np. opowiada o świecie po hipotetycznej wojnie atomowej. Wtedy często kładzie się nacisk na socjologię i antropologię czyli opis tworzących się i konsolidujących nowych społeczności i kultur w obliczu takiej "zasadniczej zmiany" rzeczywistości. SF ma sporo odmian, ale te odnoszące się do nauk humanistycznych odgrywają w tej literaturze szczególną rolę.
Fakt, żadne to s-f, czyste political fiction. Delikatny wydźwięk dystopijny jest, acz zdecydowanie nie jest to klasyczna dystopia. Acz dla niektórych, zwłaszcza tych którzy filmu nie widzieli, może to być za trudne do zrozumienia :)))
Film tragiczny. Kręcił go Kurski z TVP. Reżyser nie ma pojęcia o współczesnym polu walki za grosz. Postacie papierowe, ich śmierć bardziej bawi niż wzrusza a patetyczna muzyka w tych momentach wydaje się być elementem komediowym. Wojskowych tam nie ma. Sami miłośnicy counter strike udający wojnę. Nie ma napięcia, nie czuć stawki. Z góry przewidywalny scenariusz i rozwój postaci.
Chyba to dlatego, że to nie miał być film o konflikcie per se, a zbydlęceniu populacji i kryzysie tożsamości stereotypu dziennikarskiej hieny. Nic dziwnego że właściwa "akcja" pojawia się na te kilka minut - to wszystko podest pod wytrącenie naszych bohaterów(?) z psychicznej równowagi
Kurski jak kręcił to akurat miało to jeszcze ręce i nogi, jak np nagrywał to wsiadanie do samochodu Urbana dwóch gwiazdek Polskiego dziennikarstwa... to to był majstersztyk prawdziwego dziennikarstwa.
To co stało się pod jego rządami z TVP to zupełnie inna sprawa którą tak naprawdę ciężko określić jako wyłącznie jego "zasługę" bez jakiejś wewnętrznej wiedzy która nie istnieje w sferze publicznej.
widział i oprócz ogólnej krytyki o tandetę, dodam pomieszanie geografii i zupełnie śmieszne siły WF, które w sile dużej kompanii w porywach batalionu podbijają Waszyngton. 48 stanów nie wygrało z 2? zlituj się - nawet jeśli dwa największe stany się postawiły to przewaga 4 - 1 robi swoje.
Ja jestem ciekawy jak faktycznie wygląda praca takiego reportera, bo w filmie niejednokrotnie fotografka jest na akcji z oddziałem jak by była jego częścią i nie raz czy nie dwa wyskakuje nagle z za rogu żeby zrobić zdjęcie, gdzie nawet operatorzy się nie wychylają, poza tym czy takie zachowanie nie przeszkadzało by żołnierzom podczas strzelaniny, lub nie zdradzało ich pozycji? Na moje w filmie mnóstwo sytuacji mocno naciąganych