nie ma co szukać jakichś powodów dla których warto byłoby ten film oglądać. na pewno najmocniejszą stroną będzie koncertowa gra Borysa Szyca. z drugiej strony scenariusz pełen jest nielogiczności i błędów a fabuła sama jako taka mało wiarygodna i po prostu nierealistyczna. przyznać muszę jakkolwiek, że bardzo dobry jest początek filmu, wprowadzające dwadzieścia kilka minut, które przedstawiają głównego bohatera - cwaniaczka, pijaczka i zakompleksionego outsajdera. "Handlarz cudów" po tym dobrym wstępie przechodzi do istoty - staje się filmem drogi, od tego momentu zaczyna się kaszanka i nudy. widać spore podobieństwo z filmem Tomasza Wiszniewskiego z 2007 roku - "Wszystko będzie dobrze" - też film drogi, też pijak za kółkiem i też znaczący motyw Matki Boskiej. ale różnica zasadnicza, bo tamten film po pierwsze był z większym "jajem" robiony i po drugie był dużo bardziej wciągający i wzruszający (aczkolwiek też niezbyt realistyczny).
Mnie rola Szyca wcale nie zachwyciła, a sam film też jakiś taki nudnawy. Choć tematyka dla mnie osobiscie ważna, ponieważ sam kiedyś tkwiłem po uszy w chorobie alkoholowej, więc i mój odbiór filmu z pewnoscią będzie się różnił od odbioru osoby zdrowej. Jak dla mnie w mało sugestywny sposób ujęty problem alkoholizmu, widziałem już dużo lepsze filmy o tej tematyce. Poza tym nie przemawiają do mnie takie sentymentalne ''chwytacze serc'', stąd też ocena filmu jako całości raczej niska.