Jak ktoś napisał na IMDb, pierwsze dwie godziny filmu są skierowane głównie do wszystkich kochających późne lata '60, spaghetti westerny, rzeczy, w których europejska kultura nie brała takiego udziału, jednak wciąż ogląda się miło ze względu na doskonałe aktorstwo, świetne dialogi i ogólnie część techniczną filmu.
Jednak na ostatnie 45 minut zapnijcie pasy, bo wchodzi z przytupem klasyczny Tarantino
Cały ten film to jest klasyczny Tarantino. Dwie godziny "smęcenia o niczym" (oczywiście żartuję), a na koniec jak zwykle jatka.
"spaghetti westerny, rzeczy, w których europejska kultura nie brała takiego udziału". Chyba wschodnia Europa, akurat ta lepsza strona żelaznej kurtyny jest dużo lepiej obcykana z tymi tematami, zauważy to każdy oglądający ten film. Kurosawa, Sergio Leone, egzystencjalizm, 68, i muzyką rockowa, to wszystko tworzyło jeden wielki stymulujący tygiel w tej dekadzie. My podglądaliśmy to tylko przez lufcik, a teraz wciąż jest niewiele lepiej bo Polacy mają z tym styczność głównie przez różne festiwale i podchodzą do tego na zasadzie głupawej hipsta cool ironii.
dokładnie, miałem na myśli raczej bardziej wchodnią, m.in. polską widownię, ogółem wydaje mi się, ze w Polsce ten film dostanie po tyłku, bo dużo osób go po prostu nie zrozumie
Kiedy zaczęło się ostatnie 45 minut, mi cały seans zleciał szybko, jakby film trwał zaledwie godzinę. :D