Możecie mnie linczować i przekonywać, ale zdania nie zmienię.
'Willy Wonka i fabryka czekolady' też ma swoje uroki, podobało mi się, ale nie zachwyciło tak, jak wersja pana Tima B. I nie chodzi tylko o Deppa (bo jednak wolę jego wcielenie w Wonkę, jest groteskowe i ironiczne, a nie takie słodkie i naiwne, jak pana Wildera).. zabrakło mi humoru, który jest w nowszej wersji w ilościach ogromnych. Wersja z 1971 ocieka morałami i pouczeniami..
No i efekty. Widać takie ze mnie stworzenie, że lubię, gdy film pasuje mi też wizualnie. Nie ma się co ukrywać, że nowsza technologia pozytywnie wpłynęła na produkcję. Owszem, wyobraźnia i historia też są ważne, niemniej uczta dla oczu podnosi ocenę bardzo wysoko..
Zgadzam się z Tobą. Mi też bardziej podobała się nowsza wersja, chociaż ta nie jest zła. Też jest ciekawa, ale ja jednak wolę wizję Burtona. Bardziej odpowiada mi jej klimat, chociaż w tej wersji też jest fajny, inny, ale fajny.
No wlasnie nie wiem... ale jakby pod ta posypka slodkosci, tak na prawde byl gorzki (ze sie tak wypowiem). Ogolnie jego rola wydala sie mi ciut bardziej zlozona niz Deppa. Moze to tylko moja wyobraznia :D
Ale zgodze sie, ze Wilder zazwyczaj specjalnie zlowieszczy nie jest.
Może i ziarnko prawdy w tym jest.. może nie do końca był 100% słodziakiem.. ale dla mnie to jednak za mało, na złowieszczego :>
Ja też ;>
Ale ta wersja nie była najgorsza, jak na tamte lata, to byłam nawet zaskoczona, że tyle rozmaitych rzeczy występuje.
Wersja Burtona chyba była jakaś taka bardziej kolorowa i miała w sobie coś takiego magicznego, ale wiadomo: 34 lat różnicy robi swoje, a poza tym Depp wykreował postać Willy'ego znacznie lepiej.
Ja też wolę wersje Burtona. Tam wszystko jest bardziej żywe, Willy Wonka stworzony przed Johnnego Deppa o wiele bardziej przypadł mi do gustu. Z założycielką tematu w zupełności się zgadzam :)
Ale wersja z 1971 r. też jest ciekawa, godna uwagi i warto ją zobaczyć, chociażby po to aby potem te dwa filmy porównać.
Obydwaj świetnie wypadli w roli Wonki^^ Ale co do piosenek umpalumpasów, to w Burtonowskiej wersji są o niebo lepsze :P
Ogólnie moim zdaniem w tej wersji te piosenki były strasznie irytujące i psuły klimat filmu.
Zgadzam się z tobą, choć zazwyczaj stoję po stronie starszych wersji filmów. Muszę jednak przyznać, że wersja z 1971 roku jest nieco bardziej... Tajemnicza. Nie wiem, być może to efekt scenografii, która choć nie jest tak bajeczna jak w nowej, skomputeryzowanej wersji (nawet jeśli rdzawy kolor czekolady w rzece mnie powalił), jest w pewien sposób niepokojąca. Może właśnie dlatego, że nie jest aż tak kolorowa jak w wizji Burtona.
Co do postaci samego Willego ciężko mi się wypowiadać. Bardziej lubię tę postać w kreacji Deppa, a złowieszczy Wonka był, a owszem, ale tylko i wyłącznie w książce. Wydaje mi się, że wobec tego to jednak rola Wildera jest bliższa oryginałowi. Ale moją sympatię zaskarbił sobie jednak Wonka z 2005.
Ależ absolutnie nic. Zauważ, że nie stwierdziłam, że starsza wersja jest zła, a jedynie, że bardziej przypadła mi do gustu ta nowa :) Pozdrawiam!
Ja również wolę wersję filmu z 2005 roku. Moim skromnym zdaniem film ten o wiele bardziej przedstawia klimat książki i jest z nią bardziej związany.
Nowa lepiej oddaje pierwowzór, czyli książkę. Tutaj jest jakoś tak szaro, bezbawnie. A Wonka jakiś taki bardziej zwyczajny. Co nie oznacza, że zły, ale takie przedstawienie jakoś mi nie odpowiada. No i nieco za dużo śpiewania. Powinni się ograniczyć do piosenek Umpa-lumpów.
Generalnie pierwszą wersję, którą zobaczyłam była ta z Deppem. I stwierdziłam, że jest całkiem niezła, bez rewelacji, ale ma swój urok i pomysł. Jednak z biegiem czasu nie odczytywałam jej tak pozytywnie. Dzisiaj obejrzałam wersję z 71 i jest po prostu rewelacyjna! Po pierwsze bohater - Charlie. W nowej wersji to nijaki dzieciak, który zawsze postępuje dobrze, nigdy nie jest zazdrosny, nigdy nie jest smutny, po prostu wiecznie dobry i wie jak postąpić - nie wzbudza u mnie żadnych emocji. W wersji starszej Charlie jest naprawdę dobrze przedstawioną postacią dziecka (co nie często udaje się w kinie). Widać jak marzy o tym, by dostać złoty bilet i naprawdę byłam smutna razem z nim, gdy ten odkrywał, ze najprawdopodobniej nie da rady go zdobyć - a gdy go odnalazł nie mogłam być bardziej szczęśliwa. Miał swoje wady, ale przy tym był bardzo ludzki co sprawiło, że kibicowałam mu od początku. Teraz jeśli chodzi o Wonkę. Wydaje mi się, że to była pierwsza rola Deppa, od której zaczął się jego spadek - a grała charakteryzacja a nie on. W całym filmie ma może jeden zabawny tekst i gra po prostu dziwaka. Zaś wersja Wildera jest po prostu ciekawsza - jest tajemniczy, trochę złowieszczy, a przy tym bardzo inteligentny, pełen wyobraźni. Poza tym głównie dzięki jego grze film sprawił mi dużo radości. Jest po prostu zabawny, gdy ten bez przekonania próbuje ratować dzieci, albo celnie powie coś na temat ich zachowania. No i piosenki w starszej wersji, są po prostu takie łagodne, chwytające za serce, bardzo miło się ich słucha. W filmie jest serce i dużo emocji, czego nie odnajduje w nowej wersji.