Każdy film Tarantino widziałem wielokrotne, Django i Nienawitną cytuję z pamięci. Po wczorajszym seansie siedziałem i byłem w szoku, bo to co zobaczyłem było bardzo mizerne. Kilka ciekawych scen, które nie ratują całości. 6/10 ( z szacunku do Aktorów )
Słaby ten film , pierwsza godzina nawet bardzo słaba ,film bez jakiegoś pomysłu takie można odnieść wrażenie ,
zgadzam się ! Jak dla mnie jeden z najsłabszych filmów Tarantino ( jeśli nie najsłabszy) !!!!
Fakt, oprócz ostatniej sceny ten film był mało Tarantinowski. Takich mocnych scen powinno być jeszcze z 9 w tak długim filmie. Zamiast tego mamy nudne jeżdżenie samochodem, spacery po mieście, oglądanie filmów w kinie itd. Było jeszcze kilka ciekawych fragmentów, np. wizyta na ranchu, monolog po zapomnianym tekście w trakcie odgrywania roli, rozmowa z dziewczynką itd. ale brakowało mi w nich jakiejś mocniejszej puenty.
Dla mnie też totalne rozczarowanie. Przed filmem słyszałam ochy i achy a tu taka mizeria. Czy Tarantino nigdy się nie znudzi motywem zemsty? Nie czytałam nic o filmie przed seansem więc na nic nie czekałam, na żadne odwzorowanie prawdziwej historii, chociaż o niej wcześniej słyszałam. Do pewnego momentu byłam tylko zaskoczona odejściem od typowych dla tego reżysera schematów. No ale przyszedł finał - te brutalne jatki Tarantino...ileż można? (czy tylko ja czułam niesmak słysząc jak pół kina się śmieje w trakcie tych scen???) A do momentu jatki praktycznie brak fabuły. Dla mnie to obnaża brak inteligencji w scenariuszu. Muzyka, zdjęcia, aktorstwo - to powinna być otoczka filmu a nie kręgosłup. Ten film nie wnosi kompletnie nic nowego, ani do kina ani do twórczości tego reżysera. No ale przecież Tarantino wielkim reżyserem jest!
W stu procentach zgadzam się z Twoją wypowiedzią. Byłam dzisiaj w kinie z nadzieją, ze obejrzę naprawdę dobry film. Na samym początku fajnie już Polak w scenach super. Coś mruknął na lotnisku a potem JEDNO zdanie powiedział w ogródku, ale i tak szacunek wystąpić w filmie takiego reżysera u boku takich gwiazd.Świetnie oddany klimat końcówki lat 60-tych oraz bardzo dobre aktorstwo.Końcówka filmu myślę o zaczyna się jest chwilowa akcja i nagle BUM napisy.Myślę posiedzę chwile może coś będzie a tu reklama papierosów.Takiego rozczarowania po tym filmie się nie spodziewałam.
Chłopie ty wymieniłeś jego dwa ostatni filmy , myślę że kompletnie nie znasz jego filmów i stylu... Wiadomo że jego filmy są specyficzne , ale jak ktoś sie uważa za znawce i wymienia jego ostatni filmy , bo innych nie oglądał i nie zna to słabo ...
Dla mnie film świetny , dopracowany w każdym detalu , dzień po obejrzeniu cały czas siedzi mi on w pamięci.
6/10 z szacunku do aktorów? Za co ten szacunek? Za użyczenie twarzy temu gniotowi? Proszę popraw tą notkę i daj uczciwą ocenę. Niech ludzie wiedzą na co nie warto tracić czasu.
Filmy Tarantino są specyficzne, albo się je kocha albo nienawidzi, ale proszę nie nazywać tego filmu "gniotem" tylko zgłębić się najpierw w fabułę oraz symbolikę filmu, a dopiero potem wystawiać ocenę i odradzać innym. Jest to według mnie jeden z dojrzalszych filmów Tarantino, którego nie należy oglądać "lekko" i bez wysiłku interpretacji pewnych rzeczy.
Aby zrozumieć ten film trzeba być dojrzałym emocjonalnie. Tarantino zrobił świetny film, sam dojrzał do pewnych metafor i całość ubrał w niesamowity klimat.
Ten film przede wszystkim jest za długi. Już dawno nie ziewałem na filmach. Na tym z 10 razy. W jakiejś 3/4 seansu parę osób wyszło. Sam myślałem, aby się chwilę zdrzemnąć. Na innych filmach QT dobrze się bawiłem (poza DP), ale ten mnie wymęczył. Spore oczekiwania i spore... rozczarowanie. :/ w pewnym momencie filmu myślałem, że dam 6/10. Ale im dalej to słabiej (poza końcówką). Ostatecznie 4/10. Przerost formy nad treścią, zatem wyższej oceny dać nie mogę.
Wydaje mi się że niezadowolenie wynika w dużej mierze z przyzwyczajenia do tego jak Tarantino robił większość swoich filmów. Po obsadzie i temacie jaki obrał reżyser wykreowaly się na podstawie dotychczasowych produkcji obrazy tego jak powinien ten film wyglądać, a to błąd. Poprowadził to inaczej bo po prostu tak chciał, tak to miało wyglądać. Tarantino jest raczej twórcą który jak chce coś zrobić tak a nie inaczej to nie patrzy na to czego ludzie chcą tylko co on chce pokazać. Dla mnie wszystko było tutaj na miejscu. Może dlatego że nie oglądałem filmu przez pryzmat reszty. Ale to oczywiście tylko moja opinia.
Pełna zgoda. Byliśmy wczoraj na seansie ze znajomymi i każdy z nas po obejrzeniu miał podobną opinię tj:
PLUSY - gra aktorska (Świetny Brad Pitt i Di Caprio), końcówka i dla mnie osobiście przepiękna (ale niestety zupełnie zbędna w tym filmie Margot Robbie).
MINUSY - brak fabuły, brak pomysłu na Margot, za dużo bezsensownego jeżdżenia autem po Los Angeles, wiele zupełnie zbędnych scen.
Gdyby ten film reżyserował ktoś, kto nie ma takiej renomy jak Tarantino to podejrzewam, że byłby strasznie zjechany. Dzięki nazwiskom reżysera oraz aktorów wielu fanów będzie doszukiwało się wielu ukrytych sensów itd.
Pozdrawiam!
No panie kolego... Pozostaje nadzieja, że dasz temu filmowi szansę w przyszłości i docenisz go jeszcze.
Jestem fanem QT od zawsze ale tym filmem mnie zniesmaczył totalnie,z tragedii(brutalny mord)zrobił farsę,kazdego potraktował jak idiotę,bez wyjątku,oczywiście byłbym łagodniejszy gdyby nie to,że film czerpie mocno z prawdziwych wydarzeń.Ale największy zarzut to słabe dialogi,we wcześniejszych filmach wręcz czuć było podskórnie,napięcie,wręcz elektryzowały a tutaj po prostu były i dużo było czuć maniery w nich.Cała historia też w ogóle nie angażowała.Tylko klimat tamtych czasów ok i gra dwójki aktorów ale to trochę za mało...
Owszem, Tarantino ma lepiej zrealizowane filmy w swoim dorobku. Tu jednak atutem jest sprawne połączenie gatunków i porządne aktorstwo.
Tarantino to przereklamowany nieudacznik przyfarciło mu się z "Pulp FIction" i "Wściekłe Psy" reszta to kaszana od czasu "Kill Bill" nawet tego gówna nie oglądam
Myślałem, że tylko ja mam takie odczucie. Kocham jego kino, ale na tym filmie normalnie zasnąłem....mimo genialnego DiCaprio i jego kilku genialnych scen.
Dobra gra aktorska, fajne przedstawienie tamtych lat, Polański czy Bruce Lee, który poleciał na auto jak worek ziemniaków to fajne smaczki :p ALE... sama fabuła i relacje między różnymi postaciami były hmmm....chyba napiszę "przeciętne". Do 3/4 filmu myślałem, że w końcu wokół czegoś to się zacznie bardziej kręcić, a ten film to w sumie "kilka dni z życia gwiazd Hollywood" tamtych lat. Czuć, że mogło to mieć większy potencjał ale niestety wyszło tylko OK.
Po twoim komentarzu widać że nie jesteś fanem Tarantino- tylko czekasz na wybuch akcji i eksplozje śmierci. To jest ten spokojniejszy Tarantino ale to nie znaczy że gorszy. Jeśli tego nie rozumiesz to lepiej daruj sobie wywody
W pełni się zgadzam, aktorstwo uratowało ten film, bo bez tego ocena poszłaby znacznie w dół. według mnie, najsłabszy film Tarantino
dałem co prawda 7 ale tylko ze względu na wyśmienitą grę aktorską i przebłyski dawnej chwały Tarantino. Ale to nie jest film który bym chciał kiedykolwiek zobaczyć po raz drugi.
Każdy lubi co innego, dla mnie Django był średni. Pewnego razu w Hollywod na początku był trochę nudny ale potem się rozkręcił. Wszystkie sceny z Bradem to mistrzostwo świata, końcówka świetna. Nie pamiętam nawet na ile oceniłem Django ale na pewno były między tymi filmami jakieś 2 oceny różnicy na korzyść Hollywodu.
Mam identyczne odczucia a jestem fanem filmów Tarantino, większość (prócz Bękartów Wojny) oglądałem minimum kilkanaście razy. Po obejrzeniu jego ostatniego filmu jestem mega zniesmaczony. Zastanawiam się jakim gniotem ogłoszono by ten film, gdyby nie nakręcił go Tarantino i nie grałaby w nim taka plejada gwiazd. Dla mnie to najgorszy film Tarantino.
Myślałem ,że jestem osamotniony.Ale krap...i jeszcze niby glob za scenariusz?(sic)
Moim skromnym zdaniem, film zyskałby wiele więcej, gdyby jego końcowa część była zbliżona do faktów. Tymczasem po pięknie opowiedzianej historii, gdzie powoli przygotowujemy się na najgorsze... otrzymujemy troszkę co innego...
Brawo,!a już myślałam że to tylko ja jestem popaprana i się nie znam,film owszem miał parę momentów,i tyle nie rozumiem całego szumu wokół tego dzieła? Ta komuna hipisów, OK ,tylko ten koniec, atak na Pitta, i jego kundelka, zamiast na Sharon!? że co ?alternatywna historia, pulp fiction,?dopisane na kolanie, zakończenie, Joker, to było coś! Kuźwa
Kocham Tarantino.
Uważam że zamiast zapowiadać zwijanie interesu, powinien dalej eksperymentować ze swoim stylem i próbować nas zaskoczyć kolejnym arcydziełem.
Niestety w jego twórczości widzę pewne rozwarstwienie, tak jakby kiedyś bardziej mu się chciało lub miał więcej pomysłów. Podświadomie jego filmy dzielę na okres przed Bękartami i po nich.
Uwielbiam inieprzewidywalność Pulp Fiction i asynchroniczność wątków. Jazdę bez trzymanki w Kill Bill, zmiany konwencji - najpierw śledzimy losy głównej bohaterki, jak w klasycznym filmie akcji, żeby nagle poznać skrócony życiorys jej rywalki w konwencji krwawego anime, mamy galerie barwnych i nieszablonowych postaci. Mistrzowskie dialogi we Wściekłych Psach i końcówka - totalnie WTF - to było smutne i śmieszne zarazem, a przez to piękne.
Te filmy mógłbym oglądać co tydzień bez znudzenia, mam do nich sentyment i każda scena ma miejsce w moim sercu na zawsze.
Po Bękartach coś się zmieniło. Filmy stały się albo przewidywalne, albo nudne.
Wiadomo było że Bękarty będą zabijać Niemców - pozabijali Niemców, koniec. Ze Django nauczy się strzelać i wystrzela białasów - wystrzelał (jedynie rasistowski Jackson niesamowicie mnie zaskoczył i ubawił). Z kolei Nienawistna 8 chyba miała otworzyć Wściekłe Psy, tylko w konwencji westernu, ale coś poszło nie tak, bo tydzień po premierze zapomniałem jak się skończyła, nie mówiąc o dialogach. Podobnie teraz z D. t. w Hollywood... tak drastycznie nudził, że nie mogłem skupić się wyłącznie na oglądaniu filmu, bo miałem okropne poczucie straty czasu. Film do zapomnienia. Wątek przyjaciół których coraz bardziej rozdziela kariera-spodziewałem się jakiegoś dramatu, zdrady, przykrości - okazało się że to film o psie, którego pan jest oddanym przyjacielem aktora, który też traktuje go jak takiego wiernego psa. Film miał "zdemaskować Hollywood, pokazać drugą twarz aktorskiego świata" (tak to przynajmniej odebrałem).. Pokazali kilka ikon oderwanych od fabuły, jak posągi między którymi żyją sobie zwyczajni aktorzy. Nic nadzwyczajnego. Polański i Tatę byli.. bo byli. Nic ciekawego z ich "bycia" nie wynikło.
Co do finałowego starcia, wiedziałem że zrobią z Pitta Jasone'a Bourne'a w momencie, kiedy zobaczyłem jak obraca puszkę w rękach.
"tak drastycznie nudził, że nie mogłem skupić się wyłącznie na oglądaniu filmu, bo miałem okropne poczucie straty czasu." - taaa.... dokładnie. Wczoraj była premiera w TV i jedyne co mnie zastanawiało po tym filmie to to, czy wyszedł bym z kina w trakcie seansu(?). Film o reminiscencji do najdrobniejszego szczegółu epoki minionej. Fajne to było przez pierwsze pół godziny, ale w końcu szukasz wątku, czegoś pod co możesz się podczepić, z kimś zidentyfikować... nic z tych rzeczy.
Pitt jeszcze jakoś ciągnie ten wóz drabiniasty po wszystkich wertepach, chociaż i tak wszystko nam jedno czy coś mu się stanie czy nie.
Ostatnia scena miała być "zwrotem całego filmu". Ja tam ziewałem, jak Pitt walił tą kukłą o kant stołu, a DiCaprio podpalał basen. Tarantino tak przynudził przez ostatnie 2 godziny, że już nawet nie bulwersowało, że niedoszli zabójcy zmienili plany w ostatniej chwili.
Dla mnie film wskoczył do TOP dzieł Tarantino :) ale rozumiem również negatywne odbiory. Zależy czego od widz oczekuje. Trochę jak Dogville, które albo się kocha albo nie trawi. Pewnego Razu zabrało mnie w sentymentalną podróż po czasach i miejsach, w których nie żyłem, a mimo to czułem ich magię. Magię Hollywood i miłość do kina. Chętnie obejrzalbym wersję rezyserską.
Jeżeli twórczość Tarantino oceniasz pod kątem jego ostatnich produkcji, rozumiem Twoje rozczarowanie. "Pewnego razu..." to jest ten dawny styl Tarantino, znany z "Wściekłych psów" i "Pulp Fiction". Osobiście, po "Kill Billu" żaden z jego filmów mi się nie podobał, aż do teraz.
Ten film mi przypominał "Za garść dolarów" ale był od niego sporo gorszy oczywiście Tarrantino zbudował w podobny sposób napięcie i dorzucił motyw ale większość filmu to głupie losowe sceny bez klimatu i składu.
Film przez większość czasu bazuje jako para dokument by odbić w sekcję surrealizmu.
Ten film w ogóle nie jest Tarrantinowski on bazował sporo na spagetti westernach które mozolnie budowały klimat do ostatniego finałowego starcia.
To nie jest gówniany film zasługuje na 6/10 ale nic wybitnego.
Żeby ten film pojąć i docenić jego wspaniałość, trzeba patrzeć poza obrys filmu. Dla nas europejczyków większość rzeczy i smaczków będzie niewidoczna, tak jak dla amerykanów gdyby obejrzeli jakiegoś klasyka polskiego z tamtych lat.
Ten film to arcydzieło, dużo lepszy od poprzednich i Quentin to wie i wie też że wielu ludzi tego nie doceni :P